Dopiero co, bo niespełna miesiąc temu wybory na urząd Prezydenta Miasta wygrała, i to po raz drugi Hanna Zdanowska. Wygrała miażdżącą przewagą. Trudno było zakładać inny scenariusz bowiem kampanię prowadziła w iście amerykańskim stylu, budząc tym niewątpliwie zazdrość oponentów. Jak co wybory obietnice przybrały hollywoodzkie rozmiary. Łódzka Hillary Clinton w otoczeniu kamer i błysków fleszy zapewniała o swej najlepszej woli, o tym, że rozumie potrzeby mieszkańców, o przywiązaniu do naszego miasta i znajomości najlepszych ścieżek dla jego rozwoju.
Co było dalej? Cóż, miejski lud szybko i łatwo połykał wyborcze serdelki, nie bacząc na opłakany stan magistrackiej kasy i widmo kolejnych podwyżek.
Dnia 10 grudnia minęło 24 dni od tryumfu Zdanowskiej. Tego dnia przyszedł do niektórych mieszkańców list o kolejnej podwyżce czynszu mocą decyzji obowiązującej od 1 listopada – czyli obowiązującej ponad dwa tygodnie przed wyborami! Naprawdę trudno nie odnieść wrażenia, że komuś zależało by nie psuć smaku serwowanych opinii publicznej kąsków.
Lekko otrzeźwiony tym mieszkaniec zapewne powie: „Kur..cze! Znowu źle wybraliśmy!” a zaraz potem doda sakramentalne: „Aa bo nie było na kogo głosować! A Zdanowska to i tak lepiej nas wyprowadzi”. Otóż niestety nie drogi Panie X, Hanna Zdanowska konsekwentnie prowadzi Łódź ku mieliźnie długów i drożyzny. Podobnie wygląda sytuacja w innych dużych miastach. Ciekawe tylko czy włodarze innych ośrodków miejskich też mają pomocników, którzy świadomie lub nie, pomagają im nie psując smaku wyborczych potraw.
fot. dzienniklodzki.pl
S.T