Już po raz trzeci albo czwarty zgłaszam do UMŁ i ZDiT-u pewne miejsce w Łodzi. Cieszy iż od czasu do czasu włodarze się ugną i łaskawie skierują ekipę tam gdzie jej oczekujemy. Przecież w ramach „utrzymania miasta” min. na poprawę komfortu życia i nasze bezpieczeństwo powinno iść część naszych podatków.
Niestety to co obserwuję to czysta kpina z mieszkańców, a pieniądze wydawane na interwencyjne prace przeciekają przez palce i idą w błoto (z perspektywy mieszkańców), bądź do czyjejś kieszeni (z perspektywy zleceniodawców i zleceniobiorców). Stan chodnika przy ulicy Lokatorskiej opisywałem już wielokrotnie. Sam kiedyś podjąłem się inicjatywy i w czynie społecznym miejscowo go zabezpieczałem[1].
Jednak to co się wydarzyło w ostatnich tygodniach przekracza wszelkie granice. Ekipa (a może była to inwencja mieszkańców?) która „zabezpieczyła” jedną z błotnych dziur po prostu zerwała kawał trawy i ziemi i wrzuciła ją do wyżej opisywanej. Już po 2-3 dnia część tej zawartości wylała się ponownie na chodnik.

Kilkanaście metrów dalej kolejne zjawisko: płyta chodnikowa, którą poprawiałem i wstawiałem na miejsce dwukrotnie w samym wrześniu znowu wyskoczyła i zagraża bezpieczeństwu przechodniów, w tym dzieci chodzących tędy do przedszkola. Podobnie na „naprawianym” skrzyżowaniu Lokatorskiej z Niemcewicza.

A wystarczyłoby raz dobrze wykonać robotę, miejscami położyć płyty ażurowe.
Widać takie cotygodniowe łatanie komuś się bardzo opłaca.
W powyższej sprawie wystosowałem zapytanie w trybie dostępu do informacji publicznej o to czy, kto i za ile zleca, wykonuje i odbiera taką fuszerkę.

Na koniec jeszcze raz należy zadać pytanie: Ignorancja i marnotrawstwo czy korupcja i kradzież?
Dariusz Ziemba